wtorek, 7 lipca 2015

To nie jest kolejny blog o gotowaniu

...nie znajdziesz tu przepisów i nie powstanie z niego książka kulinarna. Te ostatnie znajdziesz na pęczki w Internecie. To jest blog o rozmowie, czyli najważniejszej (w mojej skromnej opinii) funkcji w życiu człowieka. Rozmowie ze sobą i rozmowie z innymi. Rozmowom tym będzie towarzyszyć jedzenie. W dzisiejszym bardzo szybkim świecie konsumujemy potrawy zamiast się nimi delektować. Jedzenie coraz częściej staje się szybką potrzebą fizjologiczną tak samo jak seks. Moja przygoda z sałatkami jest doświadczaniem - potraw, siebie, drugiej osoby. Wychowałam się w domu, w którym obiad czy kolacja były pretekstem do długich (często do rana) rozmów. Może to próba podtrzymania tej upadającej tradycji.

Zacznę od okolic, w których się wychowałam. Obecnie los rzucił mnie znów w ich objęcia. Natolin na warszawskim Ursynowie, który jeszcze do niedawna był dzielnicą sypialnianą, powoli budzi się do życia. Gdy byłam mała, pamiętam, że mama wyprowadzała mnie na spacery do sadów, gdzie obecnie powstają coraz wyższe kabackie bloki. Cztery, pięć lat temu niewiele było tutaj restauracji czy kawiarni, nie mówiąc o miejscach, gdzie można by trochę poszaleć. Teraz można znaleźć kilka i ku mojemu zaskoczeniu, są coraz bardziej przyjemne. Jednym z takich miejsc jest Restauracja & Pizzeria Mamma Papa Ursynów. Samo wnętrze pizzerii nie różni się niczym od standardowych pizzerii, natomiast moje banalne serce podbił mały ogródek z prostymi stołami przykrytymi biało-czerwonymi kraciastymi obrusami i krzesłami owiniętymi czerwonymi kocami. Gdy usiądziesz przy jednym ze stolików, otoczy Cię zieleń i atmosfera sjesty. Moim ulubionym daniem jest Insalata di Cesare, czyli jak znajdziemy w opisie menu: klasyczna sałatka Cesar podawana z kurczakiem lub grillowanymi krewetkami, pomidorkami cherry, kaparami z ogonkiem, grzankami i parmezanem. Mam niemałą słabość do sałatek Cezar, ta jednak mnie rozpieszcza dodatkowo, ponieważ prócz wersji z kurczakiem, jest podawana również właśnie w wersji z krewetkami. I to nie małymi koktajlowymi, ale tymi dość sporej wielkości.

Wczoraj jednak zdecydowałam się spróbować czegoś innego, czyli Insalata di Calamari: bukiet zielonych sałat w czosnkowym sosie podawany z chrupiącymi, panierowanymi w semolinie kalmarami.


Sałata była tak naprawdę w oliwie, a sos czosnkowy obok w miseczce, ale to lepiej. Dzięki temu moi ulubieńcy, czyli pomidorki koktajlowe i duże kapary z ogonkami się nie pogryzły w zazdrości o moje podniebienie. Zaskoczeniem były bardzo miękkie kalmary, co nie jest oczywiste.



Cappucino jako początek długiego przesiadywania w restauracji to już u mnie standard. Ale polecam również lemoniadę cytrusową z miętą idealną w upalne dni. Mama, z którą często odwiedzam tę pizzerię, tym razem zażyczyła sobie szparagi owinięte szynką parmeńską.


Ze szparagami zawsze ryzykujesz, potrafią był łykowate i gorzkie. W tym przypadku taki okazał się tylko biały, zielone natomiast były chrupiące i słodkie. 

Choć w swoich knajpianych podbojach zazwyczaj atakuję menu sałatkowo-warzywne, tym razem mój Mamutek zażyczył sobie Torta Al Quark, czyli puszysty sernik z dodatkiem białej czekolady podawany z malinowym musem. No, musiałam skubnąć.


Moje dzieciństwo to Natolin, ale również działka w historycznej wsi Borkowo. To tam moja Mama broniła mnie przed wściekłymi psami kurduplami, które podgryzały nasze kostki, gdy chodziłyśmy do sąsiedniego gospodarstwa po maliny, truskawki i czereśnie. Restauracja & Pizzeria Mamma Papa Ursynów trochę nas sprowokowała do letnich wspomnień. Dzieciństwo wraca jak bumerang.